Edycja 34-2008R.

      Możliwość komentowania Edycja 34-2008R. została wyłączona
Nagroda Przewodniczącego Katolickiego Stowarzyszenia ,,Civitas Christiana” 

WOJCIECH SKOCZEK

Mors principium est

wiatr nagle gwizdnął mi nad uchem

pamiętam, że jakiś facet grał wtedy na trąbce

pomyślałem: kiedyś wszyscy odlecimy niewidzialnym wentylem

gwiżdżąc z wiatrem ledwie słyszalny jazz

 

potem prawie widziałem jak:

-w dole pociągi szurają między łatami pól i zagajników

-słupy jak gwoździe przytrzymują omszałe arrasy ziemi

-bezskrzydła śmierć jak ślepa ćma sunie po ziemi błagając

o kaganek

-wtóruje jej surowy stukot pociągu

wycieczka żałobników za jednym obolem

lato – nie najlepsza pora na umieranie

bo gdyby teraz zapalić świeczkę wszystko spłonie w mgnieniu

bez żaru nadziei jak światełka w tunelu

 

zwolna utwierdzają się w ostatecznym zwycięstwie nad zgonem

to konieczny akt pocieszenia – rytualny basen oczyszczeń

a teraz spieszmy się do domu biorąc zadumę na barki

złuszczone łzy i spocone chusteczki

zaczynamy żałować samych siebie

 

kto miał jeszcze tyle siły, żeby pomyśleć o barszczu i schabowym?

 

jakoś nikt nie może jeść nie umywając rąk

ług przeżera ten zapach, kropla po kropli jak stopiony wosk

– na lustrze tania woda kolońska zmarłego

wtedy uświadomiłem sobie, że nikt nie grał

na rogu ulicy było pusto i cisza wymierzyła mi

palący policzek

Nagroda Dyrektora Instytutu Wydawniczego ,,PAX” w kategorii debiut

PAWEŁ ŚWIDER

Moja mandolinka

 

A może byśmy tak na dzień do Tomaszowa

wyszli? To nic, że droga zajmie nam miesiąc.

Kto, jak nie my zabraliśmy ich tysiące samym

sobie sprzed nosa

 

Marzy mi się wielkie okno rozmiarów nadnaturalnych

takie, żeby dojść do Tomaszowa ale nie prostować rąk przy

parapecie

w chwili odchodzenia zawiesiłbym nad oknem mandolinę

 

A ona swoimi demagogicznymi sztuczkami, lekko z polotem

ale mocno poprosiłaby mnie – porwij plan lekcji, to nic lepsze-

­go

niż znaleziony na pustyni suchar zamiast wodopoju. Kajdan na

psa.

 

Niestety taką mam naturę, że wolę siedzieć przy oknie

nie jak głupi baran, ale antylopa, której już żadne pazury nie

grożą i nikt nie weźmie jej w nawias

 

Mandolinko, teraz wezmę cię ze sobą do pracy

pokażesz tym ludziom, że świat nie ma sensu

chwaliłaś się niedawno, że twój dźwięk

to więcej niż nihilizm

 

Jak mnie wkurzysz to pomaluję cię żółtą farbą

a na schnący kolor przyczepię zwały gazet, żebym mógł

się pośmiać. Ty będziesz zbezczeszczona a ja jak zwykle

przy parapecie podtrzymując dłońmi głowę

II nagroda

KAROL SAMSEL

Triest 5:12 am

 

Pierwsze wzejdą kobiety gładkie jak policzek

i będą przypominać zdjęte naszyjniki,

rozsypią się po schodach weneckie kolczyki,

przekleństwa i zaklęcia ciekłokrystaliczne.

 

Potem przyjdą mężczyźni z krawatami w oczach,

kropla wina, Versace, cień wyostrzy kontur,

wiatry znad Adriatyku uderzą od frontu,

Bóg umrze mi na rękach, nim ziemię zatoczy.

 

Będę udawał smutek, położę się na wznak,

krzyknę, że mam Go w twarzy i płynie biała krew,

mężczyźni nie uwierzą, kobiety pójdą w ślad

 

za mną, a port rozsunie mokre szpalery drzew,

kurtyna miasta zadrży od upłynnionych lat,

gdy wszystkie statki spali wciąż gorejący krzew.

II nagroda

Hanna Wosik

* * *

1.

liczę że kiedy umrę może nie od razu

trzeba mi będzie odejść tam gdzie nie wiadomo

 

może pozwolą mi jakiś czas pokrążyć

nad światem jeszcze trochę mnie pamiętającym

 

jeśli tylko nie zajrzę przypadkiem do lustra

i nie przytulę policzka do szyby

żeby przekonać się że znikło odbicie

a szkło już nie jest gładkie i zimne jak dawniej

 

będzie trochę tak

jakby

nic się nie zmieniło

2.

zanim przeniosą mnie wyżej

chcę raz dotknąć rzeki

tak żeby został ślad wody

na rękach z pergaminu

 

ze czcią

w skupieniu

niczym przy szeptaniu wierszy

śledzić końcami palców linie drogich twarzy

 

w końcu przysiąść na jednym z wąskich parapetów

gdzieś pomiędzy szarymi kulkami gołębi

i próbować usłyszeć

niewidzialne serce

 

3.

jeśli Bóg nie od razu mnie sobie przypomni

zaczekam tam na niego

ile będzie trzeba

III nagroda

Radosław Sobotka

Wojtyła

 

pewnie wygłaszałby uśmierzające monologi

grając Gustawa – Konrada w ’68 i swoją

czarującą mimiką i aksamitnym głosem

powstrzymałby wybuch zamieszek

 

jako poliglota miałby możliwość

występowania w światowych produkcjach

nie umniejszajmy nie tylko teatr również

kino może nawet Hollywood gdzie

wiele nastoletnich fanek

 

wieszałoby plakaty z podobizną

młodego wzniosłego Polaka o jasnych włosach

nad łóżkiem i rozprawiało o jego pochodzeniu

słowiańskim akcencie o skromnym (jak

na obowiązujące realia) stylu życia

 

na starość znudzony widokiem palm Wojtyła

wróciłby do Polski występując w roli głównej

atrakcji na festiwalu w Gdyni na którym

mówiono by: legenda teatru kina

większa od Holoubka Konwickiego

 

w końcu dostałby nagrodę za całokształt

pracy twórczej i umarł otoczony

przyjaciółmi w zacisznej chacie góralskiej

pytam co stałoby się z Piotrem Adamczykiem

i komu śpiewano by Santo subito

na placu Świętego Piotra

Wyróżnienie

Agata Chmiel

Post

pochwalone niech będą fale, te wotywne ołtarze, w które można

wrzucić dowolne odłamki dni, obierki ciała,

i plaże, z których schodzi skóra alg: dopiero kiedy wyschną,

robią się kruche, sól pozbawia stare kości zapachu,

miedzioryty zmierzchu wyłuskują się ze strąków i wpadają w

porcelanowe palce

 

jednym płynnym ruchem, który jest jak przerwanie tafli, po­-

chwalone niech będą

widoki, które można nakreślić ogryzkiem zdania, ciepłą plamką

ołówka

trzymanego w dłoniach jak ostatnie zapasy, post przyszedł i

post się skończy, tymczasem

wszyscy wyzbywamy się czasu, rzucamy słowa na wiatr, patrzy-

­my, jak się wzbijają.

 

oddawać należną cześć, przychodzić, żeby odłożyć na półkę

coś, czego się nie zabrało.

czekać, podobno na końcu tunelu mieści się światło,

modlić się i zagryzać głoski, szukać, pozbywać się w zakamar-

­kach niedokończonych wydarzeń.

 

nie mieć nic do roboty i mieć kilka reguł, żółknąć na wylot,

żeby nie zblaknąć.

czterdzieści dni chodzić po pustyni, nie móc wypluć ani jednego

słowa.

 

a potem znaleźć kamień i nazwać go wiatrem

Wyróżnienie

Marek Jagielski

Pragnienie

 

Księżyc usypia w zapachu koniczyny

Ciemnieją kłosy na jasnej strunie nieba

Noc milczy we śnie i tylko chmurą tańczy

Ciszę w milczenie gwiazd przelewa

 

Upał już zelżał na woalce nocy

Ścieg złoty szyje alfabet obcych dróg

Na skrzypcach trawy wędrowcom ku pomocy

Tęsknotą szumi śpiący w ciszy Bóg.

Wyróżnienie

Zofia Marduła

Cecilia Gallerani, 1491

 

moje imię brzmiało jak niebo

w wąskich ustach II Moro

 

sznurek czarnych pereł

za gęste noce Mediolanu

 

kiedy otwierał okno

na harmonię neoplatoników

słyszałam tylko cykady

ginące w dziobach ptaków

 

mistrz z Vinci

miał dłonie z różowego aksamitu

oczy którymi rozbierał

ścięgno po ścięgnie

 

destylował mnie w alembiku

z oleju i światła

 

mówiono o nim

że tworzy mechaniczne zwierzęta

latających ludzi

śmiercionośne domy

i że rozdziera ciała umarłych

 

a przecież grał na lutni

bawiło go splatanie

sznurów słów smaków

 

Lodovico przysłał gronostaja

zwinny jak książę

ugryzł mnie w pierś

drwił z oddania

w szesnastej wiośnie

 

maestro zręcznie

zdjął ze mnie skórę

rok później

książę odesłał ją

przed swymi zaślubinami

Wyróżnienie

Marcin Orliński

* * *

Wdrapuję się na murek, na kolanach mam krew,

w ustach mokry popiół. Niejasno przeczuwam walkę

początku z końcem, prologu ze spisem rzeczy. Szklana

kula toczy się po klatce schodowej, strzela tysiącem

refleksów. – Tamten wieczór należał do zapachu frytek

 

i do pękniętej szkatułki, z pewnością. Ale klocki

wydają się już ułożone, jakby ktoś je naznaczył

cyframi. Szare, grudniowe słońce bije coraz

mocniej. Mama i tata – tama i mata, lepiej nie

da się ująć wody ze studni przeinaczeń. Dzieciak,

 

skupiony pośród swoich klocków, z pewnością

biedny i z pewnością szczęśliwy. Krwotok

z nosa: zatamowany matowieje. Próbuję

zapamiętać sposób, w jaki

rzeczy o mnie zapominają.